"Listy (nie) miłosne" Natalia Sońska

Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie ocenia się książki po okładce, choć czasem jest tak, że gdy zobaczymy przepiękną oprawę książki, nie możemy oderwać od niej wzroku. Tak było ze mną i okładką książki "Listy (nie) miłosne" Natalii Sońskiej. Piękne, pastelowe kolory i grafika, maszyna do pisania z guzikami w kształcie serca i kolorowymi kwiatami. Oczarowała mnie totalnie. Przepadłam i wiedziałam, że muszę mieć tą książkę. Gdy rozpoczęłam czytanie byłam troszkę zawiedziona, nie było chemii między mną a powieścią, nudziłam się, a główna bohaterka irytowała. Mimo wszystko postanowiłam nie odkładać książki póki jej nie skończę, nie chciałam tak łatwo się poddawać. I całe szczęście, że wytrwałam. Początek mnie nie urzekł, jednak dalej jest już coraz lepiej.


Główną bohaterką książki jest młodziutka Zosia. Po tym gdy zostaje porzucona przez swoją pierwszą, wielką miłość Igora jej serce krwawi i cierpi. Zostało one rozerwane na milion kawałków. Igor pozostawia po sobie list pełen emocji, bólu i pięknych wspomnień. Dziewczyna jest zdezorientowana, nie może pojąc co kierowało Igorem,  dlaczego ją zostawił, przecież tak wspaniale im się układało, byli dla siebie wszystkim. Mimo wsparcia najbliższych, nie potrafi o nim zapomnieć. Zosia postanawia pisać listy do byłego chłopaka, jednak nigdy ich nie wysyła. Chowa je skrzętnie do skrzyneczki i zamyka.  Traktuje to jako terapie. Nowy związek, który tworzy ze Staszkiem ma być lekiem na to co ją spotkało. Czy da się poskładać złamane serce? Czy Zosi uda się zapomnieć o Igorze? Czy otworzy się na nowy związek i pokocha Staszka?
"Czasem życie potrafi nas zaskoczyć, wtedy kiedy jesteśmy pewni na dwieście procent tego, co się stanie. Dopóki nie przewidujesz przyszłości, nie możesz być pewna tego, co cię spotka."
 "Listy (nie) miłosne" to bardzo wartościowa lektura. Mądra i życiowa. Akcja powieści płynie wolno, swoim torem. Fabuła bardzo ciekawa i pomysłowa. Bohaterowie różnorodni. Swobodne dialogi. Język lekki i zrozumiały. Czyta się bardzo szybko. Wielu z nas miało kiedyś złamane serce, znamy dobrze smak porzucenia przez ukochaną osobę. To historia o bólu i stracie, odrzuconej miłość, ale też otwieraniu się na nową miłość, dawaniu szansy, o tym, jak ciężko wyleczyć złamane serce, o przyjaźni i zaufaniu. Wbrew pozorom nie jest to lekka i łatwa książka. Okładka może mylić.


Autorka pokazuje nam, że miłość wcale nie jest taka piękna jak nam się wydaje. Ma różne oblicza. Czasem daje nam motylki w brzuchu, głowę w chmurach, wiele uśmiechu, radości i niesamowitego szczęścia, a czasem przynosi morze wylanych łez, rozczarowanie, rozpacz i cierpienie. Na złamane serce najlepszy jest czas. Czas goi rany. Nie w jeden dzień, to długi etap. Zanim zagoi się bez śladu, minie sporo czasu. Mimo ciężkiego początku cieszę się, że przeczytałam tą książkę, ponieważ bardzo mi się podobała. "Listy (nie) miłosne" to książka dla każdego i na każdą porę roku. Ciepła, nostalgiczna i piękna.
"Wierzysz w zrządzenie losu? W to, że często bawi się on naszym życiem? Ja trochę tak. Już nie raz się o tym przekonałam. Mam tylko nadzieję, że następnym razem okaże się łaskawszy"
                                            Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona

 



Komentarze

  1. Od pierwszej chwili jestem zakochana w okładce tej książki, a i treść wydaje się doskonale wpisywać w moje gusta czytelnicze. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie, okładka jest bardzo ładna. Autorki nie znam, ale widzę wiele zachwytów nad jej twórczością, więc chętnie ją poznam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Chętnie przeczytam bo mimo słabego poczatku ta książka wydaje się być pasjonującą lekturą

    OdpowiedzUsuń
  4. Mimo trudnych początków z tego co piszesz, warto było dać tej książce szansę. Podoba mi się motyw z pisaniem listów do byłego chłopaka jako formy terapii, na pewno było w nich sporo emocji. Okładka jest faktycznie urzekająca :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Okładka rzuca się w oczy, tak samo jak tytuł :) to może być coś fajnego.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ta okładka jest tak piękna, że nie potrzebuję zachęcania żeby zajrzeć do środka :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz